Jako, że na co dzień w swojej pracy Konsultanta Feng Shui mam doczynienia z kalbaszami, postanowiłem założyć własną eksperymentalną hodowlę tej odmiany tykwy i przekonać się, ile zachodu wymaga praca plantatora.
Do tego celu użyłem nasion z już wydrążonych owoców i późną wiosną zasadziłem je do gruntu. Długi czas nic się nie działo, aż tu nagle zauważyłem, że w miejscu sadzenia, zaczynają wychodzić jakieś pędy z podwójnymi liśćmi. Przesadziłem je w lepiej nasłonecznione a zarazem i nawadniane miejsce, ponieważ ta roślina pochłania mnóstwo wody, podczas swojego życia. W okolicach sierpnia, z czterech małych sadzonek, zrobiła się niezła dżungla ;-), którą musiałem ostro przyciąć, ponieważ niepotrzebne pędy i owoce pobierają bardzo dużo wody. W ferworze walki, rozpędziłem się i przyciąłem kilka ważnych pędów, co poskutkowało, że połowa zawiązanych owoców została dosłownie odcięta od środków do życia 😉
Wrzesień to czas zbiorów i wtedy też zerwałem swoje pierwsze dwa egzemplarze, które będę musiał poddać operacji suszenia. O ile wyhodowanie tykwy nie jest rzeczą zbyt trudną, to już z odpowiednim wysuszeniem jest niezła jazda! Zbyt wolne suszenie powoduje zgnicie owocu a zbyt szybkie może spowodować deformację i popękanie struktury owocu.
Aby owoc wysechł nieco szybciej, należy go okorować z wierzchniej warstwy.
Tak wygląda świeżo zerwana tykwa
A tak okorowana
Tak wygląda prawidłowo wysuszony owoc.
Mam nadzieję, że po wysuszeniu, moje pierwsze tykwy, też będą równie piękne 😉